Czy można liczyć na zmiany?
Kiedy spaceruję po mieście, coraz częściej nachodzą mnie czarne myśli. Przyglądając się urbanistycznej i architektonicznej rzeczywistości (czytaj: chaosowi), zaczynam mieć wątpliwości, co do intencji tych, którzy są odpowiedzialni za wygląd miasta.
Zmiany muszą następować - to hasło przyświeca architektom i urbanistom na całym świecie, również u nas. I jest to prawda. Ale sens tego określenia jest zazwyczaj zupełnie wypaczany. Zmiany bowiem traktuje się jako warunek sine qua non i fetyszyzuje się je, pomijając zdanie mieszkańców miasta, ich potrzeby i priorytety.
Taki błąd popełniono chociażby przy tzw. rewitalizacji bielskiej starówki, gdzie "zmiany" okazały się ważniejsze od potrzeb i estetycznych wymagań bielszczan. Oto w imię postępujących zmian i "nowego zapotrzebowania społecznego", którego nota bene nikt z odbiorcą tych zmian nie konsultował, skonstruowano rzeczywistość, która dla wielu stała się synonimem braku szacunku dla mieszkańców miasta. Wymuszono tę rzeczywistość realizując na Rynku absurdalne z architektonicznego, urbanistycznego i - po prostu - estetycznego punktu widzenia, konstrukcje, które nie tylko nie pasują, ale zwyczajnie szpecą staromiejski krajobraz. I uczyniono tak tylko dlatego, że "jej wysokość Zmiana" tego od nas wymaga.
Gabeljura też nie jest zadowolony.
Bzdura. Zmiany są zjawiskiem głęboko społecznym, niezależnym od widzimisię architekta, czy urbanisty. To nie on, ale mieszkańcy miasta decydują jak chcą mieszkać. Zawsze decydowali. A urbaniści i planiści zawsze się do tego stosowali. Przez wieki zmieniał się krajobraz "Ringu", powstawały i znikały wagi miejskie, studnie, zbiorniki przeciwpożarowe, zamurowywano podcienia, niwelowano i brukowano płytę rynku na potrzeby miejskiego targu... Wszystko po to, by mieszkańcom żyło się wygodniej, lepiej i bezpieczniej. I o tym, zdaje się, zapominają ci, którzy nasze miasto są władni przekształcać, na siłę wciskając nam swoje rozwiązania, zmuszając nas do życia w określonej, stworzonej nie w naszej, ale w ich wyobraźni... Jeśli więc mówimy o zmianach, powinniśmy wziąć pod uwagę każdy rodzaj zmian i dyskutować o nich nie tylko z pozycji specjalistów i znawców, ale także, a może przede wszystkim, jako mieszkańcy, bo to miasto jest zasadniczo nasze. To my w nim mieszkamy. I choćby z tego powodu mamy prawo wyrażać swoje zdanie i oczekiwać, że będzie ono brane pod uwagę.
A nie jest. Przykładem może być to, jak potraktowani zostali czas jakiś temu mieszkańcy dzielnicy Aleksandrowice, którzy chcieli przywrócić do życia niewielki, niegdyś bardzo popularny, a dziś okropnie zapuszczony fragment miasta - Lasek Bathelta znajdujący się tuż przy lotnisku. Mieszkańcy - wychodząc ze słusznego założenia, że mają prawo do odpoczynku i rekreacji na swój, uświęcony zresztą tradycją, sposób - postulowali do włodarzy miasta o zajęcie się tym nieszczejącym zakątkiem, w którym niegdyś, przez całe dekady odpoczywali Bielszczanie. Niestety. Bezskutecznie. Bo ten skrawek jest nieopłacalny?, Bo nie przyniesie miastu wymiernych korzyści? Czy może jeszcze z innego powodu? Nie wiem.
Cytowany na wstępie Karl Kraus wypowiedział swój bon mot w duchu przekory i z dużą dozą przewrotnego humoru. Całkiem podobnie, ale - z niezrozumiałych powodów - już całkiem na poważnie, zdają się myśleć władze naszego miasta, zapewniając mieszkańcom rezalizację podstawowych egzystencjalnych potrzeb, zapominając o tym, że prócz podstaw potrzebują oni jeszcze czegoś wznioślejszego, jak obcowanie z kulturą, czy z naturą. A wreszcie - po prostu - chwili wytchnienia w przyjaznym, dobrze urządzonym otoczeniu.
I odnosi się to nie tylko do Lasku Bathelta, czy równie zaniedbanego Parku Strzygowskiego, ale do każdego metra przestrzeni, w której, jako mieszkańcy miasta funkcjonujemy, w każdej formie substancji miejskiej, z którą się spotykamy.
Miasto to nic innego, jak forma uporządkowania przestrzeni otaczającej człowieka. A to oznacza, że z każdego fragmentu urbanistycznej rzeczywistości powinien wyzierać duch piękna, spokoju i ładu. Czy w przypadku Bielska i Białej tak jest w istocie?
Owszem, pojawiają się ostatnio - stanowczo jeszcze za rzadko - oznaki, że dbałość o przestrzeń staje się kwestią znaczącą. Ale tego typu inwestycje (choćby wybetonowany park Słowackiego, czy skromny skwerek z ławeczkami przy ul. Stojałowskiego w miejsce starej wyburzonej kamienicy, o renowacji niektórych kamienic nie mówiąc) to mniej niż kropla w morzu potrzeb.
Czy można liczyć na zmiany?
Informacje:

przybysz z daleka, do tego stopnia zakochany w dwumieście, że uczynił je swoim własnym. I swoich dzieci.
Niedokształcony podróżnik po miejscach, epokach, marzeniach i złudzeniach...
Zapatrzony w to, czego nie widać na pierwszy rzut oka, oddany bez reszty przywoływaniu form minionych...
Archiwum:
2019
2018
2017
2016
» październik (2)
» wrzesień (2)
» lipiec (4)
» czerwiec (3)
» maj (3)
» kwiecień (1)
» marzec (2)
» luty (2)
» styczeń (4)
2015
» listopad (4)
» październik (4)
» wrzesień (2)
» sierpień (3)
» czerwiec (1)
» maj (4)
» kwiecień (2)
» marzec (1)
» luty (3)
2014
» listopad (1)
» październik (2)
» wrzesień (1)
» czerwiec (1)
» kwiecień (2)
» marzec (2)
» luty (2)
2013
2012
Ostatnie komentarze
....vor vielen Jahren verstorben....
Wie ich gehört habe ist Edek, Ewald Gerlach schon vor vielen Jahren verstorben. Er hatte...
Witam cie pani Anno czy chodzi o Ewald Gerlach? Edek?
Reklama:
Statystyki bloga:
Wyświetleń: | 330140 |
Newsów: | 93 |
Komentarzy: | 357 |